2011/04/30

Okno na cmentarz


Przekład opowiadania Miloslava Švandrlíka Okno do hřbitova ze zbioru Draculův švagr



Mieszkania, do którego się wprowadziłem, nikt inny nie chciał. Dwaj najemcy postradali tu zmysły, jeden popełnił samobójstwo, a pani Bezděkova, która tę swoją pełnowartościową jednostkę mieszkaniową zamieniła na moją garsonierę czwartej kategorii, była na skraju załamania. – Ten cmentarz! – szeptała ciągle blada jak ściana – Ten straszny, potworny cmentarz! A potem wyszła w pośpiechu, żebym się przypadkiem jeszcze nie rozmyślił. 

Zostałem sam w mieszkaniu, o którym złego słowa nie mogę powiedzieć. Jedyne, co tu było trochę dziwne, to wielkie trójdzielne okno, wychodzące prosto na stary cmentarz. Nocami w czasie pełni można przez nie czytać napisy na nagrobkach. Korony starych kasztanów rzucają długie cienie na marmur rodzinnych grobowców, a kiedy otworzy się okno, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że się słyszy trzepot skrzydeł nietoperzy. Na najwyższym drzewie zwykł siadać pohukujący smętnie puszczyk, którego od czasu do czasu nagrywam na magnetofon.

Są tam jednakże nie tylko nietoperze i puszczyki. Pewnego razu około północy, kiedy otworzyłem okno, żeby trochę przewietrzyć, zobaczyłem wynędzniałego mężczyznę w czarnym, staromodnym płaszczu z rażąco bladą twarzą, stającego na samym wierzchołku grobowca rodziny Juraczków i usiłującego wskoczyć do mojego pokoju.
- Niech pan sobie krzywdy nie zrobi! – powiedziałem – To w końcu dosyć daleko, a w pana wieku...
Ale on się odbił, przeleciał przez okno i wylądował na samym środku pokoju.
- Niezły wyczyn – pochwaliłem go.
- Za życia trochę trenowałem. – odpowiedział – Zwłaszcza lekką atletykę. Sprint i skoki. Ale, jeśli pan pozwoli, najpierw się przedstawię. Jestem wampirem. Wcześniej nazywałem się Bedřich Rorát.
- Jan Tuzar – ukłoniłem się – bardzo mi miło pana poznać. Krąg moich znajomych jest wprawdzie stosunkowo szeroki, ale nie dostąpiłem dotychczas zaszczytu poznania wampira. Przyszedł pan pić moją krew?
- Bynajmniej – odparł wampir Rorat – pańska grupa krwi szkodzi mi na woreczek żółciowy, ale jeśli nie ma pan nic przeciwko, to chętnie bym z panem trochę pogawędził. Poziom życia towarzyskiego na cmentarzu jest godny pożałowania.
- Wie pan, cmentarz to nie operetka.... - powiedziałem – trzeba się z tym pogodzić. Nie mam nic przeciwko pańskim odwiedzinom, tylko nie wiem, czym mógłbym pana ugościć. W lodówce mam pastę z anchois...
- Proszę się tym nie kłopotać – machnął ręką wampir – zdecydowanie nie przyszedłem pana objadać. Naprawdę chodzi mi tylko o to, żeby z kimś porozmawiać. Pańscy poprzednicy nie okazywali mi zrozumienia. Najwyraźniej brakowało im zimnej krwi. Gdyby pan widział te sceny...
- Potrafię to sobie wyobrazić! - zaśmiałem się – Ludzie przywykli do życia według utartych schematów, a wszystko to, co od nich odbiega dosłownie ich szokuje. A jak już się ni stąd, ni zowąd zjawi trup, to...
- Jaki tam ze mnie trup – westchnął wampir Rorát – ja, proszę pana, mogę trupom co najwyżej zazdrościć. Trup się spokojnie rozłoży i już nic go nie obchodzi. A ja, przyjacielu, nie zgniję i to jest właśnie mój dramat, ta straszliwa wampirza dola. Wy, żywi, z upodobaniem skarżycie się na poczucie osamotnienia, odosobnienia. Piszecie o tym książki i kręcicie filmy. Ale czy można to porównywać do sytuacji wampira, który jest sam na cmentarzu?
- Nie ma pan tam przyjaciół? - zdziwiłem się.
- Ani jednego – spuścił głowę wampir – Wcześniej nas tu było więcej, bo się grzebało wyłącznie w ziemi. Na sto tysięcy zwykłych trupów przypadał jeden wampir - to jest taka środkowoeuropejska norma. Na Bałkanach czy Rusi Halickiej ilość wampirów była zasadniczo wyższa, ale z jakiego powodu, to nie umiem wyjaśnić. Niewątpliwie warto byłoby to zbadać. No, ale potem pojawiły się krematoria, a te zadały nam śmiertelny cios. Jeżeli człowiek po śmierci zostanie skremowany, nie może zostać wampirem, nawet gdyby miał ku temu wszelkie predyspozycje.
- Wszystko ma swoje dobre i złe strony - odpowiedziałem ze zrozumieniem – z południowo-wschodnich Moraw zniknęli na przykład wszyscy garncarze.
- A ludzie nas nie lubią – skarżył się wampir – mają nam za złe, że utrzymujemy się przy życiu dzięki ich krwi. Ale cóż innego możemy zrobić? Myśli pan, że nas to jakoś szczególnie cieszy? Ja za życia nie napiłbym się krwi, nawet gdyby mi ktoś zapłacił. Ale w chwili, w której pana złożą do grobu, wszystkie ludzkie uprzedzenia odkłada pan na bok. Nagle zaczyna pan robić coś, czym za życia się pan brzydził!
- Ja też się nie zarzekam – zapewniłem go – bo, jak to się mówi, nigdy nie mów nigdy. Kto wie jaki los mnie czeka po śmierci?
- Najgorsze jest to, że ludzie nas nie zauważają i ignorują – twierdził wampir. - Był nawet taki okres, kiedy ludzkość całkowicie wyparła nas ze świadomości. Kilku fizyków, filozofów czy innych pseudouczonych ogłosiło, że nie istniejemy i społeczeństwo przestało nas zauważać. Ale co my możemy na to poradzić? Inne grupy zawodowe by na przykład urządziły demonstrację, ale nas jest trzech w całych Środkowych Czechach i nie mamy pieniędzy na podróż, żeby się spotkać w jednym miejscu. Musieliśmy więc bezczynnie obserwować, jak bezwzględnie się z nami postępuje. Wampiry zniknęły z literatury, z dzieł sztuki, z rozpraw naukowych i nie dziw, że także z powszechnej świadomości. Pewnej nocy odwiedziłem redaktora Pupenca - systematycznie odsysałem krew całej jego rodzinie - i wie pan, co on zrobił? Kupił proszek przeciw pluskwom i napisał książkę o walce z idealistycznymi iluzjami.
- No, to faktycznie musiało pana dotknąć – powiedziałem.
- Jak każdego – mówił wampir – kogo praca nie jest należycie doceniana! My wampiry nie jesteśmy w tej kwestii wyjątkiem. A przy tym nie tęsknimy za jakąś niezdrową popularnością, która odciągałaby od codziennych spraw. Nie twierdzimy, że powinniśmy trafić na pierwsze strony gazet i nie domagamy się kręcenia o nas wysokobudżetowych, kolorowych filmów, jak o koledze Draculi! Ale powinno się o nas wiedzieć! Chyba sobie zbytnio nie schlebiam, jeśli mniemam, że powinniśmy chociaż od czasu do czasu trafić do kroniki kryminalnej, albo należałoby nam czasem poświęcić jakiś felieton. Oczywiście, są też inne problemy niż wampiry i duchy. Ale żeby nas w ogóle nie dopuszczać do świadomości i udawać, że nie istniejemy? To jest źródłem naszych ogromnych kompleksów!
- Wszystko w swoim czasie – uspokajałem go – zobaczy pan, że i wy doczekacie się sprawiedliwej oceny. Nie wolno wam popadać w pesymizm i beznadzieję. Ja bym powiedział, że już teraz się zanosi na lepsze czasy. Od czasu do czasu w czasopismach pojawiają się horrory, naukowcy ogłaszają, że strach przed duchami jest z natury zdrowy i korzystny dla organizmu, więc myślę, że jeszcze pan będzie miał powody do radości! Wampir Rorát się rozpromienił. - Wie pan, ja nie należę do próżnych wampirów – szepnął – a moje poglądy są zasadniczo postępowe. Ruszyłbym nawet do boju, gdyby mi na to pozwalały pośmiertne kodeksy. Ale to pisanie na nasz temat to naprawdę powinno ulec poprawie. Nie może być stronnicze i winić wampiry za wszystko, co złe!
- Proszę się uspokoić, panie wampirze – poklepałem go po ramieniu – Będą horrory! Nadchodzi epoka wielkiego, radosnego straszenia!

Uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością i długo ściskał moją dłoń. Potem wziął rozbieg i wyskoczył przez okno. Wylądował bezpiecznie na grobowcu rodziny Juračków, odwrócił się i pomachał do mnie. Oczywiście odpowiedziałem na jego pozdrowienie. W tej sekundzie księżyc na chwilę zaszedł za chmurę, a gdy znów się pokazał, po wampirze Roracie nie było już ani śladu. Naprzeciwko mojego okna widniał tylko opuszczony grobowiec, z którego napisy mogłem już spokojnie recytować z pamięci.
- Panie Rorát – zawołałem – gdyby była taka okoliczność, proszę wpaść mnie znowu odwiedzić! Nie doczekałem się odpowiedzi.

Rano spotkałem pannę Bejblovą z drugiego piętra z zabandażowaną szyją. - To straszne! - lamentowała – Wygląda na to, że mamy w mieszkaniu pluskwy. Moja szyja płonie z bólu
- Biedaczysko – pomyślałem – żyje w nieświadomości. Gdyby zamiast tych powieści psychologicznych i dekadenckiej poezji czytała horrory, nie musiałaby tak błądzić po omacku.

http://www2.filg.uj.edu.pl/ifs/kns/projekty.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz